Pamiętam, kiedy kilka lat temu po raz pierwszy zetknąłem się z większą liczbą prac Eugeniusza Gerlacha w jego pracowni w Krakowie — zobaczyłem i usłyszałem wielkich mistrzów: Cezanne, van Gauguina, Moneta, Matisse’a, Miro, Picasso, Chopina, Mozarta, Beethovena, Brahmsa… Pięćdziesięcioletni dyskurs, jaki prowadzi artysta z tytanami malarstwa i muzyki jest fascynujący i ciągle trwa w jego twórczości.
Zaczęło się już we wrocławskim liceum plastycznym, gdzie nauczycielami Eugeniusza Gerlacha byli absolwenci ASP w Krakowie, uczniowie Wojciecha Weissa, Zbigniewa Pronaszki. Potem, gdy sam trafił w progi tej uczelni, spotkał takich profesów jak Wacław Taranczewski, Jerzy Nowosielski, Hanna Rudzka-Cybisowa, Czesław Rzepiński, Jonasz Stern.
Dzięki malarstwu Eugeniusz Gerlach pozwala nam lepiej zrozumieć Wielkich Mistrzów, a tym samym świat, w którym żyjemy. Bardzo poważnie traktuje swoją artystyczną drogę. Wyznaje: "Gdy staję przed białą płaszczyzną płótna, rodzi się specyficzny stan ducha i świadomość rozpoczynania pewnego misterium, którego początek daje pierwsza plama na nim położona. Potem następuje cisza, samotność i z wolna płynący czas. Jest temat, pierwsze zarysy kompozycji, barwa, rytm, kolor i wyraziste, dla mnie bardzo ważne, kontury porządkujące malarski świat. Są też emocje, i to wszystko razem zamienia białą płaszczyznę płótna w rozedrgane feerią barw dzieło zaczynające żyć własnym życiem”. Z pewnością niezwykłe wyczucie koloru, duża dynamika oraz porządkowanie formy za pomocą czarnego konturu, to elementy, które sprawiają, że trudno uwolnić wyobraźnię od malarskiego świata Eugeniusza Gerlacha.
Czesław Czapliński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz